czwartek, 20 września 2012

Rozdział 32

***Oczami Torii***
Zeszliśmy ze sceny. Koncert trwał chyba z cztery godziny. Nigdy tak długo nie śpiewałam ale mimo wszystko to było wspaniałe przeżycie. Dzisiaj czekało nas jeszcze rozdawanie autografów i spotkanie z fanami. Nie chciałam tam iść, w końcu to nie moi fani ale zostałam przegłosowana. Weszłam do swojej garderoby gdzie czekała już na mnie charakteryzatorka i nowy komplet ubrań. Tym razem nie była to sukienka tylko zwykłe kolorowe spodnie i top. Przebrana i  pomalowana wyszłam z garderoby. Ku mojemu zdziwieniu przed drzwiami stał ochroniarz. 
-Zapraszam-Wskazał dłonią kierunek w którym mieliśmy się udać. Czułam się niezręcznie w końcu nie byłam żadną gwiazdą i niepotrzebny był mi goryl. Jak się okazało kierowaliśmy się w stronę małej sceny na której siedzieli już chłopcy śmiejąc się i odpowiadając na pytania fanów. Jedna rzecz która od razu rzuciła mi się w oczy to że chłopcy siedzieli na ziemi a nie na krzesłach które były dla nich przygotowane. Nie chcąc się wyróżniać postanowiłam że też usiądę na ziemi. Weszłam na scenę. Directioners przywitały mnie brawami i okrzykami na co oczywiście musiałam się zaczerwienić. Usiadłam między Zaynem i Niallerem bo właśnie oni zrobili mi koło siebie miejsce.  Kiedy dziewczyny ucichły , kontynuowały zadawanie pytań chłopakom. Co jakiś czas ja również dostawałam jakieś pytania.
-Czy któryś z chłopaków z One Direcion to twój chłopak?-Zapytała jedna z fanek. W chwili kiedy usłyszałam prawie zakrztusiłam się woda którą właśnie piłam. Szybko pokręciłam przecząco głową. 
-Nie to są moi przyjaciele. Mój chłopak stoi tam -Pokazałam na chłopaka który stał na tzw. widowni i przyglądał się całemu zajściu z uśmiechem. Kiedy usłyszał moje oświadczenie uśmiech zniknął mu z twarzy i zgromił mnie wzrokiem.Dziewczyny zaczęły piszczeć na widok mojego chłopaka który zaczerwienił się i zniknął za scena. Pytań kierowanych w moja stronę było coraz więcej i były one na tematy coraz bardziej osobiste. Kiedy usłyszałam pytanie ,,Czy to prawda że Justin Bieber chciał Cię zabić" z moich oczu popłynęły pojedyncze łzy. Nialler przytulił mnie a Liam odpowiedział na to pytanie
-Torii nie będzie odpowiadać na takie pytania-Powiedział stanowczo ale z miłym wyrazem glosy
-Przepraszam nie powinnam pytać-Usłyszałam załamujący się głos jednej z fanek
-Nic się nie stało.-Odpowiedziałam ale nie było to za bardzo przekonujące.Pytania znowu wróciły na w miarę normalne tematy. Po skończonym ,,wywiadzie" chłopcy mieli jeszcze rozdawać autografy , kilka dziewczyn chciało autograf ode mnie. Kiedy już nie zapowiadało się że ktoś mnie o niego poprosi wróciłam do TourBusa. Zastałam tam Paula rozmawiającego tam z kimś przez telefon. Rozmowa nie należała do normalnych. Zawsze rodzice uczyli mnie że nie należy podsłuchiwać ale teraz nie mogłam się powstrzymać kiedy usłyszałam imię ,,HARRY".
-Wiem że to miało wyglądać inaczej ale nie mogłem nic zrobić.
-...
-Wiem że ten chłopak miał jechać i ... no sam wiesz ale nie mogłem go zmusić.
-...
-Postaram się żeby Harry Styles nie żył ale to potrwa.-Mężczyzna zakończył połączenie a ja jak najszybciej wybiegłam z busa. Niestety drzwi trzasnęły i Paul to usłyszał. Wybiegł za mną i po chwili mnie dogonił.Złapał mnie za nadgarstki sprawiając mi straszny ból i odwrócił w swoją stronę. Jego twarz była czerwona ze wściekłości. Zacisnął jeszcze bardziej swój uścisk ,przybliżył mnie do siebie i zaczął mówić.
-Jeśli komuś powiesz o tym co słyszałaś zniszczę Cię tak samo ja twojego przyjaciel-Paul nigdy się tak nie zachowywał, ale nie mogłam pokazać mu jak strasznie się boje.
-Nic mi nie zrobisz-Powiedziałam siląc się na pewny ton głosu. Mężczyzna już podnosił rękę żeby mnie uderzyć. Byłam przygotowana na cios kiedy usłyszałam głos Zayna za sobą.
-Zostaw ją!!-Krzyknął i zaczął biec w moją stronę. Mężczyzna pchnął mnie za ziemie w rezultacie uderzyłam głową o ziemie. Złapałam się za bolące miejsce. Na ręce poczułam ciepłą ciecz. Spojrzałam na substancje była to moja krew.
-Torii -Usłyszałam za sobą głos przestraszonego Niallera. Nie miałam siły otworzyć oczu.Poddałam się nadchodzącej ciemności. 
***Oczami Zayna***
Torii zemdlała, a ja bije się z własnym menagerem. Ciekawy dzień co nie? Jesuu Zayn o czym ty myślisz. Na policzku poczułem pięść Paula , w rezultacie wylądowałem na ziemi obijając sobie cztery litery.Mężczyzna zaczął biec w przeciwnym kierunku.
-Policja i karetka już jedzie-Usłyszałem głos Liama który próbował podnieść mnie z ziemi. Podparłem się na łokciach i wstałem.Podszedłem do Torii mimo licznych protestów Li. Koło dziewczyny siedział zapłakany Nialler i Ash. Jar za to  miał głowę dziewczyny na swoich kolanach. Co spowodowało ze miał całe spowodowało że miał całe spodnie w krwi swojej dziewczyny. Nigdzie nie było Matta ale dobrze pamiętam ze wychodził z nami z halli. A no tak ten debil pobiegł za Paulem. Jestem ciekawy w jakim stanie do nas wróci. Z rozmyślań wyrwały mnie odgłosy nadjeżdżającej policji i karetki. Odwróciłem się w tamtą stronę. No, no , no Liam się postarał.Na parkingu stało sześć radiowozów policyjnych i dwie karetki. Z radiowozów wybiegli policjanci rozbiegając się po całym parkingu.Z karetki wyszli funkcjonariusze zabierając nieprzytomną Torii z kolan Jera. Jedna z pielęgniarek podeszła do mnie i zabrała mnie do drugiej karetki w celu założenia szwów na rozcięty łuk brwiowy. Jak j anie lubię igieł! No ale cóż wole to niż żeby piguła zszywała mi brew na żywca.
-Gotowe-Powiedział pielęgniarka. Jak najszybciej wyszedłem z karetki kierując się w stronę Liama .Jeremy nadal siedział na ziemi i patrzył na puste kolana.
-Wszystko okey-Zapytałem Liama kiedy stanąłem obok niego.
-Złapali Paula, już nie jest naszym menagerem.

Od godziny jesteśmy w szpitalu. Torii ma wstrząśnienie mózgu. Jej stan jest stabilny ale może przez pewien czas się nie obudzić. 
***Oczami Torii***
Otworzyłam oczy, przy moim łóżku siedział zapłakany Jeremy. Popatrzył na mnie i wybuchnął jeszcze większym płaczem. Podniosłam się z łózka i przytuliłam swojego chłopaka.
-Jer już wszystko okey. Nic mi nie jest.-Powiedziałam bo byłam przekonana ze o to właśnie chodzi chłopakowi.  Jer energicznie pokręcił przecząco głową.
-Torii skarbie. Harry nie żyje-Chłopak zaniósł się płaczem i wybiegł z sali zostawiając mnie z ta wiadomością samą. Jak to możliwe że Harry nie żyje przecież obiecał mi że nie zrobi sobie krzywdy. Zostawił mnie , zostawił nas wszystkich. A co najgorsze , zostawił biednego Louisa.  Z moich oczy zaczęły płynąc łzy. Przecież to niemożliwe. To musi być tylko zły sen. Zaczęłam szczypać się po ręce ale nic się nie działo. Cały czas leżałam na szpitalnym łóżku cała zapłakana.
-Torii wszystko okey?-Do sali wszedł Liam on również płakał. Usiadł na skraju mojego łóżka. Pokiwałam przeczącą głowa i zaczęłam jeszcze bardziej płakać. Chłopak zamknął mnie w bezpiecznym uścisku.
-Jak to się stało?-Zapytałam kiedy zdołałam opanować łzy. -Kiedy on to zrobił?-Powtarzałam te dwa pytania w nieskończoność.
-On sie zabił w pierwszy tygodniu pobytu w psychiatryku. Torii on podciął sobie żyły-Po usłyszanych słowach Liama ogarnęły mnie spazmy lęku i bólu. Osunęłam się z uścisku chłopaka prosto na poduszkę. Zamknęłam oczy a z pod moich powiek nadal płynęły łzy.
-Kiedy stąd wyjdę?-Zapytałam
-Dzisiaj.-Po tych słowach wyskoczyłam z łózka i zaczęłam się przebierać. Nie zwracałam uwagi ze w tym samym pokoju jest też Li. Kątem oka widziałam że chłopak obrócony jest do mnie plecami.Kiedy byłam gotowa razem z Liamem poszliśmy do mojego lekarza prowadzącego. Lekarz okazał się starszym siwiejącym mężczyzną. Lekarz sprawdził moje wyniki po czym podał mi wypis. Po wyjściu ze szpitala okazało się że Niall, Ash, Zayn, Matt i Jer czekają na nas przed budynkiem. Jeremy nadal płakał był wtulony w ramie  Ashley. W kompletniej ciszy weszliśmy do samochodu. Za kierownicą usiadł Zayn bo jako jeden już nie płakał chociaż jego oczy nadal były podkrążone. Droga dłużyła nam się w nieskończoność.Na dworze panowała już kompletna ciemność.Nagle samochód się zatrzymał. Wyszłam z auta, byliśmy pod naszym domem.
-O NIE !JA TAM NIE WEJDE!-Zaprałam się nogami o podłoże ale Matt i Jer zaciągnęli mnie do środka siłą. W domu panowała kompletna ciemność. Ktoś z obecnych zapalił światło W salonie znajdowały się sterty brudnych ubrań i opakowań po pizzy. Ale nigdzie nie było Lou. Postanowiłam że wejdę na górę do sypialni Larrego. Usłyszałam za sobą czyjeś kroki. No tak mogłam się tego spodziewać. Odwróciłam się , wszyscy szli za mną.
-Musze z nim pogadać.-Powiedziałam i nie obracając się już za siebie weszłam na górę. W pokoju Lou panowała ciemność jak w reszcie domu.Na pierwszy rzut oka nie potrafiłam dostrzec nigdzie Lou. Kiedy moje oczy przyzwyczaiły sie już do mroku zobaczyłam drobną sylwetkę siedząca na łóżku i wpatrującą się we mnie. Podeszłam do chłopaka przytulając go do siebie. Louis odwzajemnił gest i zaczął strasznie płakać.Z moich oczu również zaczęły płynąć łzy, nie potrafiłam znieść widoku płaczącego Tommo.Mocniej przytuliłam chłopak który zmówił jakieś niezrozumiane słowa.
-Louis wszystko będzie dobrze obiecuje.-Postanowiłam że w końcu się odezwę bo ta cisza zaczęła robić się męcząca.W słowa które przed chwilą powiedziałam sama nie wierzyłam. Już nigdy nie będzie tak jak dawniej. Lokaty się zabił. Rozpłakałam się jeszcze bardziej co wcale nie dodawało moim słowom wiarygodności.
-Torii on nie żyje już nigdy nie będzie tak jak dawniej.-Chłopak pierwszy raz dzisiaj się odezwał a jego głos nie wróżył nic dobrego. Nasza rozmowa mogłaby trwać wieczność ale nie mogłam pozwolić zebu i on coś sobie zrobił.
-Louis wstawaj , schodzimy na dół- Powiedziałam stanowczo ale chłopak nie miał zamiaru mnie posłuchać. Po kilkunastu próbach w końcu wstał i zszedł ze mną do salonu.Przyjaciele oczywiście zaczęli go przytulać co tylko pogorszył stan Louisa. Chłopak rozpłakał się już na dobre, osunął się na panele i oparł głowę na kolanach.

Po paru godzinach udało nam się uspokoić Louisa. Z racji ze jutro miał się odbyć pogrzeb loczka postanowiliśmy że posprzątamy dom. Trochę to trwało bo w każdym zakamarku znajdowały się brudne części garderoby Louisa. Chłopak za każdym razem kiedy któreś z nas znalazło jego brudne bokserki strasznie nas przepraszał. Po dwóch godzinach salon był perfekcyjnie czysty. Ja z Louisem postanowiliśmy ze posprzątamy łazienki. Sprzątanie zaczęliśmy od łazienki Lou. Chłopak strasznie się upierał ze sam się tym zajmie. Weszliśmy do łazienki , na podłodze leżały żyletki , niektóre były powyrywane z maszynek do golenia. Do głowy przychodziły mi najróżniejsze myśli. Spojrzałam na chłopaka który cały czas stał w progu łazienki.
-Czy to to robiłeś-Powiedziałam wskazując na porozrzucane żyletki. Chłopak podszedł do mnie złapał mnie za ramiona i pokręcił przecząco głową.
-Nigdy bym tego nie zrobił. On by tego nie chciał-Louis nie potrafił wypowiedzieć imienia Harrego. Nadal nie rozumiałam co tu robią te wszystkie żyletki.-Musiałem w jakiś sposób odreagować , zrobiłem to w taki sposób.

Sprzątanie łazienki chłopaka zajęło nam godzinę. Reszta pomieszczeń nie była aż w takim złym stanie dlatego postanowiliśmy już ich nie sprzątać. Postanowiliśmy ze na dzisiaj już za dużo wrażeń i położymy się spać.
Wzięłam szybki prysznic i weszłam do swojego łóżka. Próbowałam zasnąć ale za ściana cały czas słyszałam szloch Louisa. Kiedy chłopak się uspokoił i najprawdopodobniej usnął ja również odpłynęłam w krainę Morfeusza.

Następnego dnia rano obudziły mnie promienie słońca. Mozolnie otworzyłam oczy. Jeremy jeszcze spał, nie miałam zamiaru go budzić. Wyszłam z łóżka i zaczęłam ubierać się we wcześniej przygotowaną czarną sukienkę. Kiedy zobaczyłam się w lustrze moje oczy ,,zmokły" od razu.Wszystkie wspomnienia z dnia wczorajszego wróciły. Uświadomiłam sobie dlaczego muszę ubrać tą czarną sukienkę.Już miałam osunąć się na ziemie kiedy czyjeś dłonie złapały mnie w tali.
-Nie tym razem-Za mną stał Jer. W chwili kiedy pokiwałam twierdząco głową , puścił moje biodra. Bez słowa wyszłam z pokoju. W salonie czekali już na nas wszyscy. Louis miał na sobie dopasowany czarny garnitur i czarną koszulę. Włosy miał perfekcyjnie ułożone(pewnie użył jednego z kosmetyków Zayna). Kiedy znajdowałam się przy kanapie , zgromadzeni podnieśli na mnie wzrok.Kilkoro z nich posłało mi słaby uśmiech inni wrócili do wpatrywania się w przestrzeń. Po paru minutach kiedy Jeremy również był już gotowy wyszliśmy z domu. Naszym dzisiejszym celem było Kościół i cmentarz.Kiedy dotarliśmy do Kościoła w ciszy wysiedliśmy z samochodu. Za sobą słyszałam szloch Louisa. Zwolniłam tępa kiedy chłopak mnie dogonił przytuliłam go do siebie, nie wypuszczając aż do chwili kiedy mieliśmy zająć miejsca w ławkach. Msza nie trwała długo. W tym przypadku chciałabym żeby trwała jak najdłużej bo po niej nadchodziło najgorsze. Jako pierwszy do trumny Hazzy podszedł Louis. Złożył na jego ustach delikatny pocałunek i odszedł a z jego oczu płynęły łzy.Teraz była kolej na mnie. Wyszłam z ławki i podeszłam do trumny. Patrzyłam na martwego Harrego Stylesa i nie mogłam w to wszystko uwierzyć...


W końcu dodałam ten rozdział. Jestem zawiedziona komentarzami no ale nic na to nie poradzę. Mam nadzieje że rozdział przynajmniej w jakimś stopniu wam się podoba i nie zabijecie mnie za to. Uprzedzam ze wbrew pozorom to nie jest koniec tej historii. Chciałam dodać ten rozdział w sobote ale znacie moje dobre serduszko(TAK ZDARZA MI SIĘ CZASAMI) dodalam dzisiaj.
4KOMENTARZE=33ROZDZIAŁ
 

3 komentarze:

  1. bosh ja cie za to zabije. nO PO PROSTU CIE ZABIJE!! Jak ty moglas cos takiego zrobic!? Focham sie na cb.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też sie focham! Męża mi zabiłaś! Czytam twojego bloga, a ty takie rzeczy wyprawiasz! FOCH FOREVER!

    OdpowiedzUsuń
  3. Brittany to nie koniec historii.. to spoko. A CO DO CIEBIE Mrs.Styles ZAAABIIJEEE. ....ale zaraz po tym jak zrobimy projekt na WOS *.*

    OdpowiedzUsuń